sobota, 28 lipca 2007

Góry Stołowe


Dzień siódmy 30.08.2006

Rano była okrutna mgła, ale jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć w kierunku Karpacza, a stamtąd wspiąć się na Śnieżkę. Wybraliśmy drogę przez Czechy - najkrótsza z Kudowy do Karpacza:) A widoki piękne...Po znalezieniu bezpłatnego parkingu (czyli na ulicy koło chodnika), zjedzeniu śniadanka, zakupieniu mapy i kapelusza na słońce, które wyszło nagle nie wiadomo skąd;) ruszyliśmy na Śnieżkę.

Droga przyjemna, zieloniutko, malowniczo. Po drodze schronisko, ale za blisko początku trasy, by już skusić się na polecane naleśniki. Przewspaniałe jest dotarcie do strumienia i łyk lodowatej wody.

Trasa łagodna, do momentu, gdy dochodzimy do drugiego schroniska, Śnieżka wydaje się na wyciągnięcie ręki, a tak na prawdę dopiero zaczyna być ciężko i w naszym odczuciu nieprzyjemnie. Szlak wiedzie stromo po rumowisku skalnym, nogi ślizgają się na drobnych kamieniach, a przejście jest dość wąskie, przez co zamiast podziwiać widoki trzeba przemykać pomiędzy innymi turystami. Na szczycie mamy trzecie schronisko. Ostatni etap podejścia na górę nie zachęca do powrotu na ten szlak. Schodząc ze Śnieżki skusiliśmy się na ziemniaczki z czosnkiem w schronisku nr 2. Pyszności:)
Późnym popołudniem, schodząc ze szlaku mijaliśmy rodziny z małymi dziećmi, panie w sandałkach, bez wody, którzy dopiero wybierali się na szczyt Śnieżki. Proszę państwa! Malownicze i łagodne podejścia, ale to są jednak góry! Kryte buty, butelka wody i dobrze wyliczony czas przejścia trasy (liczymy jeszcze drogę powrotną), oraz skonfrontowanie tego z własnymi możliwościami to konieczność!
W samym Karpaczu wstąpiliśmy do Świątyni Wang, trzeba było trochę poczekać na wejście do środka, wchodzi się grupą. Rola przewodnika polega tu na włączeniu (kaseta?CD?;)) czytanego tekstu o Świątyni. Można się dowiedzieć m.in. że pochodzi ona ze Skandynawii i został zbudowany na zasadzie łodzi Wikingów (bez użycia gwoździ). Tuż obok jest dzwonnica i cmentarzyk.

Bardzo zmęczeni, generalnie brudni szukaliśmy miejsca na kolację i tak zawędrowaliśmy do Jaśkowej Izby, restauracja podzielona na część "fast food" i "slow food". My wybraliśmy to drugie, i słusznie, jak się okazało. Wystrój niezwykle przyjazny: sanie, śnieżnobiałe poduchy, jelenie i takie tam;) Obsługa rewelacja, rachuneczek dostaje się w szkatułce:) Serniczek z wystawy, który zamówiłam, zniknął i wrócił do mnie za chwilę z uroczą smakową dekoracją. Poza tym polecamy warkocz jagny, herbatkę rozmaitości i herbatkę po babsku (to ostatnie dla tych co nie prowadzą;)) No i będąc tam, nie zapomnijcie spojrzeć w górę, na sufit;) Powrót oczywiście przez Czechy.


Brak komentarzy: