W przewodniku wyczytaliśmy, że do Labiryntu Błędnych Skał można wchodzić od godziny 9.00. Lecz podczas przejażdżki dzień wcześniej sprawdziliśmy, że rzeczywiście wejście jest możliwe już od 8.00, tak też zjawiliśmy się dnia następnego, a większość turystów zorientowana była na godz. 9.00, co ma swoje plusy, bo jako jedyni zwiedzający weszliśmy gratis i przez całą godzinę skały były tylko nasze;) Fakt, że wjazdy i zjazdy samochodem odbywają się w określonych godzinach. Właściwie jest to dobra hierarchia zwiedzania, najpierw nasze błędne skały, potem czeskie skalne miasta (przy nich te nasze, choć fantastyczne, wydają się być jedynie miniaturą parku naszych sąsiadów).
Wszystkim polecamy poranne wizyty, gdyż ze względu właśnie na "krasnoludkowatość"labiryntu, jego ciasne przejścia, zwiedzanie w liczniejszej grupie jest tylko połowicznie przyjemne (urody miejsca nic nie zabiera, gorzej jak tej urody nie możemy dostrzec ponad głowami zwiedzających;)
Dalej jedziemy pod Szczeliniec Wielki 919 m.n.p.m. Parkujemy na dużym parkingu (gratis, parkingowy jest nie zawsze obecny), zjadamy śniadanko w najbliższym lokalu (naleśniczki "grzybunio") i ruszamy na szlak. Do podnóża góry trzeba trochę przejść przez liczne kramiki i stragany. Trasa dość oblegana. Tu również są "imienne" skałki np. małpoluda, nie bójmy się nadawać swoich nazw, przecież te funkcjonujące też wymyślił tylko człowiek (jeden ze zwiedzających nakrzyczał na swoją ok. 10-letnią córkę, ze nazwała małpoluda świnią, eh ja też widziałam świnię...)
Najatrakcyjniejsze miejsce dla mnie to Piekło, wejście do niego przez Ucho Igielne (wąziutkie przejście) i droga do Nieba. Po męczącej drodze polecamy oscypka z grilla:)
Wieczór spędziliśmy w Czechach w Nachodzie (miasteczko graniczne). Oprócz wiadomych zakupów w hipermarkecie, polecamy ciastko o nazwie medownik i czeską colę:)
Warto poczłapać na wzniesienie miasteczka, gdzie znajduje się ślicznie odrestaurowany zamek. Na zamku atrakcje jak m.in. niedźwiedź, komnata z czeskimi legendarnymi stworami. Na zamku odnajdziemy też mała kapliczkę, co prawda była zamknięta, ale jak włoży się rękę z aparatem między kraty, można zrobić fotkę. Zwróćcie uwagę na sufit.
Dalej jedziemy pod Szczeliniec Wielki 919 m.n.p.m. Parkujemy na dużym parkingu (gratis, parkingowy jest nie zawsze obecny), zjadamy śniadanko w najbliższym lokalu (naleśniczki "grzybunio") i ruszamy na szlak. Do podnóża góry trzeba trochę przejść przez liczne kramiki i stragany. Trasa dość oblegana. Tu również są "imienne" skałki np. małpoluda, nie bójmy się nadawać swoich nazw, przecież te funkcjonujące też wymyślił tylko człowiek (jeden ze zwiedzających nakrzyczał na swoją ok. 10-letnią córkę, ze nazwała małpoluda świnią, eh ja też widziałam świnię...)
Najatrakcyjniejsze miejsce dla mnie to Piekło, wejście do niego przez Ucho Igielne (wąziutkie przejście) i droga do Nieba. Po męczącej drodze polecamy oscypka z grilla:)
Wieczór spędziliśmy w Czechach w Nachodzie (miasteczko graniczne). Oprócz wiadomych zakupów w hipermarkecie, polecamy ciastko o nazwie medownik i czeską colę:)
Warto poczłapać na wzniesienie miasteczka, gdzie znajduje się ślicznie odrestaurowany zamek. Na zamku atrakcje jak m.in. niedźwiedź, komnata z czeskimi legendarnymi stworami. Na zamku odnajdziemy też mała kapliczkę, co prawda była zamknięta, ale jak włoży się rękę z aparatem między kraty, można zrobić fotkę. Zwróćcie uwagę na sufit.