piątek, 1 czerwca 2007

Góry Świętokrzyskie 1-5.09.2005 Dzień drugi


Dzień drugi 2.09.2005



Raniutko, po wypiciu obowiązkowej kawy i zjedzeniu bułek z dżemem pomarańczowym udaliśmy się, tym razem pieszo, na całodniową wycieczkę.
Trasa rozpoczęła się w Świętej Katarzynie, gdzie najpierw minęliśmy klasztor Bernardynek (niestety nie zwiedziliśmy jego wnętrza). Koniecznie trzeba się zatrzymać przy maleńkiej kapliczce, gdzie przez okienko możemy wypatrzeć na ścianie podpis Stefana Żeromskiego. Niedaleko kaplicy znajdują się dwie mogiły, powstańca z 1863r. i partyzanta z 1943r. Niedaleko stoi pomnik wspomnianego wcześniej literata.

Uroczy widok to napotkana kapliczka i źródełko Świętego Franciszka, gdzie można zaczerpnąć wody leczniczej. Źródełko lekko "bąbelkuje", gdyż zawiera gaz majacy dobry wpływ na spojówki. Na wszelki więc wypadek napiliśmy się wody i przemyliśmy oczy:)
Nieco dalej zostaliśmy zaskoczeni obecnością sympatycznego Pana, który zjawił się nagle rozkładając "swój kramik" i wręczając nam bilety wstępu do Świętokrzyskiego Parku Narodowego w cenie 2,50 za bilet ulgowy. Dalsza droga prowadziła przez ścieżkę usłaną wielkim głazami, zresztą legenda mówi, że był tu niegdyś piękny zamek, który runął, po tym jak dwie siostry zakochały się w jednym rycerzu, a ta, którą wybrał rycerz, zazdrosna o urodę siostry, próbowała ją zabić. Zanim doszło do nieszczęścia piorun zniszczył zamek - pozostały po nim tylko ogromne głazy, a dobra siostra tak długo płakała po stracie bliskich, aż utworzyło się źródełko - Św. Franciszka. Niektórzy twierdzą, że kamienie to podczas sabatów stołki czarownic.
W tym miejscu polecamy zaopatrzyć się w "Legendy Świętokrzyskie"np. Jerzego Stankiewicza. A także małe przewodniki typu: "Góry Świętokrzyskie" R. Garusa, "Szlakiem zamków i budowli obronnych" Wydawnictwo JP. My kupiliśmy je w Św. Katarzynie, ceny ok.5-8 zł. Warto poczytać wieczorkiem:)
I wreszcie dotarliśmy do najwyższego szczytu gór, czyli na Łysicę 612 m.n.p.m. Trasa bajkowa, piękne gołoborza - odkryte rumowiska skalne, wszelka roślinność.

W górach Świętokrzyskich nie zaobserwowaliśmy zjawiska wzajemnego pozdrawiania się turystów.
Dalej mieliśmy kolejną niespodziankę, czyli Kapliczkę Świętego Mikołaja, niestety "posprayowaną" przez pseudoartystów i pseudoturystów. Trasa wiedzie przez las, więc póki co nie było problemu z upałem.
Po wyjściu z lasu, kolejna niespodzianka, czyli piękna, stara chata, ślicznie bielona.
Tutaj zaczyna się kłopotliwa i mniej przyjemna droga asfaltem, co jakiś czas kierująca nas na łąki. Mimo, że idziemy szlakiem, można zabłądzić, czasem idzie się skrajem lasu, czasem wzdłuż pola.
I tak aż do parkingu, gdzie można się posilić np. przysmakiem Baby Jagi (gulasz w chlebku) i zakupić drobiazgi na pamiątkę. W dalszą drogę,udaliśmy się (oczywiście za opłatą) bryczką. Konik podwiózł nas na sam szczyt Świętego Krzyża. To właśnie tu, znajduje się prawdopodobnie autentyczny fragmencik z Krzyża Jezusa. Miejsce jego przechowywania można sobie obejrzeć w kapliczce, w której, w podłodze znajduje się maleńka krypta. Wchodzi się tam samemu, zapalając sobie światełko, schodami w dół. W środku leżą dobrze zachowane zwłoki kilku osób, w tym dziecka.
Na terenie klasztoru jest sklepik z pamiątkami.

Miejsce przepiękne, cudowne kamienne budowle, zabrakło nam jednak atmosfery, zakonnicy nie grzeszyli okazywaniem sympatii;)Nie czuło się magii, pomimo domniemanej tu obecności fragmentów "Świętego Drzewa". Opuszczając mury klasztoru przez fantastyczną bramę, skierowaliśmy się w kierunku Nowej Słupii. Przy zejściu ze szlaku znajduje się figura klęczącego
Pielgrzyma, który według legendy, co rok przesuwa się o ziarnko maku do Św. Krzyża, gdy
tam dojedzie nastąpi koniec świata. Poczekamy, zobaczymy. W każdym razie mamy sporo czasu, zważywszy na to, że z relacji mojej 83-letniej babci pochodzącej z tych terenów, która była tu jeszcze z wycieczką szkolną, Pielgrzym się nie śpieszy;) W samej Nowej Słupii na terenie Muzeum Starożytnego Hutnictwa obejrzeliśmy dymarki, czyli piece do pozyskiwania żelaza, wstęp wolny, na powietrzu.

Było już późne popołudnie, a my musieliśmy się dostać czymś na miejsce noclegowe, okazało się że nie ma już bezpośrednich połączeń do Św. Katarzyny. Na szczęście niezawodne prywatne busy bezpiecznie zawiozły nas na miejsce.

Góry Świętokrzyskie 1-5.09.2005 Dzień trzeci

Dzień trzeci 3.09.2005

Dzień rozpoczęliśmy od wycieczki do słynnego Dębu Bartek. Nie omieszkaliśmy też nieco zbłądzić po drodze wjeżdżając na teren czynnego kamieniołomu, przesympatyczni pracownicy wskazali nam właściwą drogę. W jednym z takich kamieniołomów zginął przy pracy mój pradziadek. W pobliżu Bartka jest wygodny, duży parking i obowiązkowe stoisko z gadżetami. Dojście do Dębu gratis, płatny jest tylko parking (nie zdzierają;) chyba zresztą jak w całych Górach Świętokrzyskich). Drzewo ogrodzone, widać na nim upływ czasu i rozpaczliwą walkę o jego zachowanie.
Obowiązkowe jest zwiedzenie Jaskini Raj. Ze względu jednak na panujący tam szczególny mikroklimat w ciągu dnia może do niej wejść ograniczona liczba osób, warto więc zarezerwować sobie wcześniej bilety (np. telefonicznie (41)3465518). Do jaskini warto zabrać cieplejszą bluzę, kurtke deszczową i raczej kryte buty (w środku jest wilgotno i zimno, a zwiedzanie trwa ok. 45 min.). Pozostałe rzeczy lepiej zostawić w samochodzie, lub przechowalni, także aparaty fotograficzne (absolutny zakaz robienia zdjęć). Na parkingu możliwość zakupienia pocztówek (jedyna sznasa na "fotki" z jaskini) i kamyczków górskich w przywoitych cenach.
Kolejny cel naszej podróży (w oczekiwaniu na wejscie do Jaskini) to zamek w Chęcinach XIII/XIV w.. Już z daleka pyszni się nad miasteczkiem. Podejście do niego jest dość strome, ale warto się pomęczyć. My wchodziliśmy od strony pastwiska:) Wieża na zamku stanowi doskonały punkt widokowy, jednakże wejście na nią nie jest łatwe - prowadzą tam kręte , wąskie schodki. Wchodzi się grupą. Ja nie odważyłam się wejść na górę, ale Michał owszem:) stąd ładne fotki. Przed wyjazdem warto wstąpić do restauracji (nie pamiętamy dokładnie, ale to chyba Zamkowa, w każdym razie prowadzą do niej tabliczki). Tam polecamy szczególnie barszczyk czerwony - pycha. Wystrój "uroczy";)

No i jak to życie nas może zaskoczyć, życie a w szczególności instytucja nazwana Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni. Mieliśmy wpaść na chwilkę, obejrzeć jakieś wykopaliska i ruszyć dalej, tymczasem...zatrzymało nas 70 h powierzchni samego piękna!:) Autentyczne budynki, odrestaurowane i przeniesione właśnie tutaj: chałupy, kościół, stajnie, wystawa miejscowego twórcy, młyn, dwór... Ale nie byle jak, jak dom, to ogród, jak ogród to piękne kwiaty, jak kwiaty to i suszki w domu, pełne wyposażenie, jakby mieszkaniec przed chwilką wyszedł i miał zaraz wrócić. No i ten zapach ziół, kwiatów, ziemi. Wszędzie można wejść (niektóre budynki zamknięte, ale dobrze widać, co jest w środku, można dojść choć do sieni). Doskonała dbałość o szczegół. Na miejscu, niedaleko wejścia jest bar i sklepik z miejscowym pieczywem, ale gdy wywędrujemy w teren możemy nieco zgłodnieć, warto więc zabrać "conieco" ze sobą. Polecamy odnaleźć młyn, nie przeoczyć dworku (należy uważać na zabytkowy dywan, którym zdaża się niechcący nadepnąć;)), posiedzieć na ławeczce przed jedną z chatek położonej dalej i pooddychać głęboko;), a także wypatrzeć kozła z oooggromnymi rogami;)


Wracając do Św. Katarzyny zwiedziliśmy dawny kamieniołom Kadzielnia-Kielce. W mieście, robi wrażenie. Obecnie jest to rezerwat geologiczny. Na terenie znajduje sie amfiteatr.

Góry Świętokrzyskie 1-5.09.2005 Dzień czwarty


Dzień czwarty 4.09.2005

Łąki Świetokrzyskie pachną cudownie, mieliśmy okazję się o tym przekonać m.in. poszukując bezskutecznie Jaskini Piekło.
A cały dzień upłynął nam pod znakiem zamków. Zaczęliśmy od Zamku Krzyżtopór w Ujeździe XVIIw.. Rewelacyjne widoki po wejściu na zamek. Parking tuż obok. Wita nas brama z gigantycznym krzyżem i oczywiście toporem. Dalej to już legenda - zamek wzniesiony na bazie kalendarza: pałac-rok, 4 baszty to kwartały, 12 sal balowych, bo tyle jest miesięcy, 52 pokoje, bo tyle jest tygodni, 365 okien:) Podobno w stajniach były kryształowe lustra, co jest możliwe patrząc na specyficzne wnęki w ścianach. Stajnie to zresztą jedne z urokliwszych zakamarków zamczyska, długie, porośnięte mchem (glonem? w każdym razie zielone) korytarze. Oj, jest co oglądać! Bez nadzoru nudnego przewodnika. Nie wolno też przeoczyć wieży, i w ogóle zamek trzeba przejść wzdłuż, wszerz i dookoła:) Na bazę gastronomiczną jednak nie ma co liczyć za bardzo (jedynie mały sklepik na przeciwko zamku).
Następny punkt programu to Kurozwęki XIVw.. W przewodnikach niepozorny zameczek, planowaliśmy zrobić kilka fotek i jechać dalej, ale i tym razem Świętokrzyskie nas zaskoczyło:) Na miejscu okazało się, że zamek jest wręcz oblegany, mieliśmy duży problem ze znalezieniem wolnego miejsca do parkowania. Ale warto tu wpaść na dłuższą chwilę. Budynek odrestaurowany, wygląda całkiem atrakcyjnie, choć przez "farbę nówkę"przypomina bardziej sympatyczny kurort wypoczynkowy, niż kojarzy się z rycerzami:), nie mniej jednak, jak już pisałam - jest sympatyczny;) Zwiedzanie budynku odbywa się z przewodnikiem, najatrakcyjniejsze zdają się być jeszcze nieodnowione fragmenty - piwnice, ale też odnowiony dziedziniec. W ogrodzie jest restauracja, można zamówić sobie także danie z żubra, my poprzestaliśmy na lodach i kawie. Obok jest małe zoo: sarny, dziki itp. No i szalona atrakcja - przejażdżki wielbłądem. Oczywiście że się skusiłam;) Tytus - wielbłąd nie miał nic przeciwko i spokojnie obwoził mnie w kółko drepcząc bez uprzęży za swoim panem. heh, dobrze że się nie wystraszył i nie pogalopował ze mną na garbie w kierunku zagrody żubrów;) A do żubrów wjechaliśmy upchanym po sam brzeg wozem zaczepionym do ciągnika (cud, że udało nam się do niego wsiąść, chętnych z ostrymi łokciami i szerokimi barami, lub psami było duuużo;). Każda przyjemność w Kurozwękach kosztuje np. za wjazd do żubrów płacimy 3 zł (nie pamiętam czy to ulgowy czy ogólny), płacimy też za zwiedzanie zamku.

Przyszła pora na Szydłów. Przy wejściu kupujemy bilet na wejścia do różnych miejsc Szydłowa, niestety nie da się kupić wejścia na sam zamek, więc trochę pieniążków "przepada", gdy nie zobaczymy wszystkiego, my np. raczej nie zwiedzamy kościołów, cerkwi, i tym razem poprzestaliśmy na zamku. Miasteczko małe, senne. Warto zwrócić uwagę na bramę, gdy opuszczamy mury miasta, dalej kierujemy się do pobliskiej jaskini zbója Szydły. Jaskinia sama w sobie ciekawa, ale zaniedbana okrutnie, strach wejść.

Największe rozczarowanie to Pacanów, zapomnijcie o planach na obiad w towarzystwie Koziołka. Jedyna restauracja to absolutna zmyłka, można tam kupić tylko napoje i skorzystać z płatnej toalety. Kilka małych sklepików z pamiątkami (polecam gliniane kubki z Matołkiem), kościół (ale to nie atrakcja dla nas, jak już wspominałam), figurka Koziołka i to na tyle. No i te drzewa poobwijane kolorową taśmą...:)Wyjeżdźalismy okrrutnie głodni, krążenie po mieście z nadzieją: coś tu musi przecież być...nie pomogło.

Za to pożądnie pożywiliśmy się w Kozienicach (nazwy restauracji nie pamiętamy, ale była przy drodze, w środku miasta). Zdecydowanie polecam kawę po kozienicku!
Przed samymi Kielcami jest jakaś firma, chyba budowlana i maja przed bramą wystawione wesołe słonie, warto się zatrzymać;)

No i na wieczory polecamy Kielce, do późnego wieczora muzyka, mnóstwo ludzi w różnym wieku spacerujących po starym mieście i parku. No totalny relaks, liczne restauracje.

Góry Świętokrzyskie 1-5.09.2005 Dzień piąty

Dzień piąty 5.09.2005

To, że przed nami ok. 10 godzin drogi (no ja przeważnie śpię, ale Michał prowadzi), to nie znaczy, że nie możemy wpaść jeszcze w parę miejsc:)
A więc udaliśmy się do Sanktuarium Kałków-Godów, miejsce niezwykłe, bo poświęcone pamięci wielu, którzy zginęli męczeńsko. Oprócz Kościoła i gigantycznej drogi krzyżowej prowadzącej przez park, gdzie stacje przedstawiają ogromne figury, jest dziwny budynek. Przypomina on górę, schodki prowadzą nas aż na szczyt, będący jednocześnie swego rodzaju punktem widokowym. Po drodze wchodzimy do grot poświęconych różnym wydarzeniom i ludziom. Jedna z nich jest dedykowana ks. Jerzemu Popiełuszce, można tu zobaczyć jego samochód.
W Górach Świętokrzyskich trzeba mieć oczy szeroko otwarte, mnóstwo tu przydrożnych figurek, kapliczek, pomników. Jedźcie i patrzcie!:)