sobota, 21 lipca 2012

Pieniny 2012 - wakacje z dzieckiem

Dzień pierwszy 10 lipca 2012

     Nie bez przygód - dzięki naszemu autku, dotarliśmy wreszcie do Szczawnicy. Pierwszy tak daleki wyjazd z nasza 2,5-latką. Aby przetrwać kilkunastogodzinną podróż zaopatrzyliśmy się w stosy zdrowych (lub też tylko w miarę łagodnych dla żołądka) przekąsek (suszone owoce i warzywa, paluszki itp.), siatką ulubionych zabawek i drugą siatką zabawek niespodzianek (dużo taniego drobiazgu typu: lala z wanienką, mozaika, kolorowanka z obrazkami pokrytymi farbą - dziecko tylko zwilża pędzelek w trzymanej przez mamę butelce np. po wodzie mineralnej i pokrywa obrazek wodą, kolory pojawiają się same).
     Idąc za poradą internetowych koleżanek fotelik małej przykryliśmy prześcieradłem (nie ma stresu, że zafafluni sobie siedzisko, łatwo wytrzepać na postoju). Warto zaopatrzyć się w organizer na fotel i włożyć tam: ulubione bajki do słuchania, ręczniki papierowe, nawilżane chusteczki, worki na śmieci). Koniecznie ulubiony miś do spania, kołderka i podusia (jechaliśmy w nocy). I nasze najnowsze odkrycie, z którego jesteśmy zadowoleni: tablet z mnóstwem wgranych bajek.
     Dojeżdżamy, w końcu widać góry. I z każdą chwilą mam coraz większe wrażenie, że cala Polska północna podjęła wszelkie wysiłki, aby sprawiać nam przez przyjemność.
     Nocujemy w Willi Tiramisu, apartament z sypialnią i aneksem kuchennym. Trzy balkony wychodzą na trzy strony świata, na trzy cudne szczyty. Czysto, estetycznie, idealnie urządzone i wyposażone. Właściciele doradzą w każdej kwestii. 100 procent normy;)















     Pierwszego dnia zaliczamy tylko krótki spacer po Szczawnicy i kolacyjkę w miejscowej jadłodajni przy ul Głównej (jedzenie ok, choć zmęczenie nie pozwoliło nam na szczególne degustacje i notowanie smakowych wrażeń). Dziecko za to już odkryło wszechobecne pożeracze złotówek, które towarzyszyć nam będą przez cały urlop - automaty z kulkami;)
     Dziecko zachwyca się też (i staje się ich wyszukiwaczem) szczawnickimi figurami z kwiatów.


Dzień Drugi 11 lipca 2012


     Upały dały nam spokój, aura zrobiła sie deszczowa i nieprzewidywalna. Rezygnujemy z wyjścia w góry na rzecz zamków. Najpierw docieramy do Niedzicy. Dojeżdżamy na parking pod samymi kasami biletowymi (tu oczywiście stragany, także możliwość wykupienia rejsu stateczkami). Pierwsza godzina za parking dla zwiedzających zamek - gratis. Od kasy ok 10 minut należy przejść przez las asfaltową drogą.
     Metalowymi schodami ( z których zresztą rozpościera się piękny widok na Dunajec) wdrapujemy się na zamczysko. Trzeba troszkę pomanewrować, żeby ominąć wycieczki. Dlatego cały czas podkreślamy nasza żelazną zasadę - im wcześniej wyrusza się gdziekolwiek, tym lepiej - dla kolejek, przeżyć, odpoczynku, wrażeń. Z małą to "wcześniej" wychodzi trochę "później", niż kiedyś;)
     Oprócz malowniczego otoczenia spotykamy tu także przesympatyczną (serio!!!) postać kata. Jak na pełnioną funkcję pan zaskakuje nas fantastycznym podejściem do maluchów;) Dziecko wybija sobie samodzielnie pamiątkową monetę i oczywiście na te swoje oczy (które zmąciły nawet księdza podczas chrztu;pp) zyskuje pewne profity.